Rozdział 25
Siatkarz nogi wyłożył na stolik, przy czym wcześniej
odsunął filiżanki na bok, aby ich nie rozbić. Ułożyłam swoją głowę na ramieniu
Piotrka i wpatrywałam się w film. Tylko dlaczego Piotrek zawsze wybiera filmy,
które albo są nudne albo mnie w ogóle nie interesują ?! Ale cóż, niech już
sobie ogląda te swoje filmy sensacyjne czy dajmy na to science fiction. Niech
już mu będzie.
-O której wychodzimy ? – zapytałam spoglądając na
niego.
-Gdzieś około 23.50, w pięć minut dojedziemy. –
wyszczerzył się Piotrek.
-Dojedziemy ? – spojrzałam na niego. – Chyba nie. Idziemy
spacerkiem. – uśmiechnęłam się.
-No ale musimy ? – siatkarz się skrzywił.
-Tak i bez gadania mi tutaj. – musnęłam jego
wargi.
Gdy tylko zbliżyła się godzina 23 postanowiliśmy
się zebrać do wyjścia. Piotrek nałożył na swoje ramiona kurtkę, a ja zabrałam
torebkę i płaszcz. Siatkarz spojrzał na mnie karcącym wzrokiem, a ja zaśmiałam
się i nałożyłam płaszcz na siebie. Zapiął mi guziki, zupełnie tak jakbym była
jakimś małym dzieckiem. Na szczęście do stroju się nie przyczepił, bo przecież
wyszłam w sukience, tak jak byłam ubrana na kolacji, ale co tam. Zamknęliśmy za
sobą drzwi. Chcąc wrzucić klucze do torebki, Piotrek szybkim ruchem ręki wybił
mi to z głowy i schował je do kieszeni swoich spodni. Wychodząc z posesji
weszliśmy na wąską uliczkę. Piotrek prowadził, więc starałam się mu zaufać.
Droga była straszna, a buty w których się wybrałam w tę „podróż” wcale mi tego
nie ułatwiały, ale cóż. Takie życie kobiety, prawda ? Spacerkiem, w świetle
księżyca i trzymając się za ręce po czterdziestu minutach doszliśmy na miejsce.
-Dlaczego nie mówiłeś, że jest tak zimno ? –
spojrzałam na siatkarza.
-A mogłaś się ubrać. – zaśmiał się i objął mnie
ramieniem.
Nie musieliśmy długi czekać na znajomych, bo już
po kilku minutach Grzesiek wraz z Aśką doczołgali się po schodach pod kościół.
Spoglądając na nich ledwo co powstrzymywałam się od śmiechu. Wyglądali tak
jakby przeszli jakieś tysiące kilometrów, a oni przecież weszli tylko po
schodach.
-Kazała mi iść taki hektar na nogach. – powiedział
zdyszany Grzesiek.
Spojrzałam znacząco na Aśkę i razem zaśmiałyśmy
się, a chłopaki popatrzyli na nas jak na jakieś puste blondynki. Widząc ich
spojrzenia typu „what te fuck” ponownie się zaśmiałyśmy. Po jakiś dobrych
pięciu minutach śmiechu Panowie mieli już dość i Piotrek wziął mnie na bok,
abym się uspokoiła. W tej chwili też Grzesiek rozmawiał z Aśką.
-Nawet pod kościołem nie potrafisz się zachować . –
skrzywił się Piotrek.
-No weź, przepraszam. – wyszczerzyłam się i
musnęłam jego wargi.
Złapał mnie za rękę i weszliśmy do kościoła, ale
najpierw zostałam uprzedzona o tym, że usiądziemy w innej ławce niż Grzesiek z
Aśką. Przytaknęłam niechętnie głowa i usiedliśmy do ławki. Równo o północy
zaczęła się Pasterka. Pierwszy raz odkąd zamieszkałam w Rzeszowie zawitałam do
tego kościoła. I muszę przyznać, że był bardzo piękny. Nawet msza mi się
spodobała, była taka inna. Zupełnie różniła się od tej w mojej miejscowości. Ale
to było świadome, przecież nie wszędzie jest tak samo. Parę minut przed godziną
3 msza się skończyła i wyszliśmy z kościoła. Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i
ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
***
Obudziłam się o 10. To był ten dzień. Dzień, w
którym miałam poznać rodzinę Piotrka. Okropnie się bałam, choć sama nie wiedziałam
dlaczego tak. Bezszelestnie wymknęłam się z łóżka, weszłam do łazienki i
wzięłam szybki prysznic. Przebrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. O 13
mieliśmy wyjechać, więc obudziłam Piotrka. Ten przetarł oczy i niechętnie się podniósł.
On poszedł do łazienki, a ja zeszłam na dół i przygotowałam coś na śniadanie.
Spokojnie zjedliśmy, wypiliśmy kawę i posprzątaliśmy.
-Gotowa ? – spojrzał na mnie uśmiechając się.
-Jeszcze tylko zrobię coś z włosami. –
uśmiechnęłam się i szybko pobiegłam do łazienki, gdzie spięłam włosy.
Wyszliśmy z domu i weszliśmy do samochodu.
Ruszyliśmy w drogę. Rodzice Piotrka mieli nas oczekiwać około godziny 16, więc
spieszyć się nie spieszyliśmy. Cała droga była dziwna. Nawet nic się nie
odzywałam tylko wpatrywałam się w okno. Piotrek chyba to zauważył, bo zatrzymał
samochód na poboczu.
-Co się stało? – spojrzał na mnie odpinając pasy.
-Nic, nic. – na mojej twarzy wymalował się
sztuczny uśmiech.
-Przecież widzę. – położył dłoń na moim kolanie.
-Po prostu.. – westchnęłam. – Po prostu boję się. –
dodałam spoglądając mu w oczy.
-Czego ? Moich rodziców ? – zaśmiał się. –
Przecież nic Ci nie zrobią. – musnął wargami mój policzek.
-Boję się, że nie spodobam się im, że mieli inne
oczekiwania względem mnie, że będą zdania iż nie pasuję do Ciebie. Po prostu
boję się tego wszystkiego. – spuściłam głowę w dół.
-Ej.. – złapał delikatnie mój podbródek i uniósł
głowę ku górze. – Nie myśl tak. Nie interesuje mnie ich zdanie. Kocham Ciebie i
to się nie zmieni, a jeżeli im się to nie podoba, to już naprawdę nie jest mój
problem. – uśmiechnął się delikatnie.
-Jedźmy już. – pocałowałam go delikatnie.
Ponownie ruszyliśmy w drogę do rodziców Piotrka. Minęła
trochę w luźniejszej atmosferze, ale siatkarz chyba wiedział, że jego żarty nic
nie pomogą tutaj. Na miejsce dotarliśmy przed godziną 16. Wyszliśmy z samochodu
i zapukaliśmy do drzwi. Otworzyła jakaś kobieta i rzuciła się Piotrkowi na
szyję.
-Ty to chyba Ania. – kobieta uśmiechnęła się.
-Tak. – delikatnie się uśmiechnęłam. – Miło mi
panią poznać. – wysunęłam ku niej dłoń.
-Ja jestem Natalia, kiedyś byłam niania małego
Piotrusia. – zaśmiała się i uścisnęła moją dłoń.
Weszliśmy do środka, a kobieta zaprowadziła nas do
salonu. Tam już czekali rodzice Nowakowskiego, ale nie tylko oni..
___________________________________
Coś naskrobałam i jest. ;)
Zapraszam również tutaj:
O proszę, ciekawe kto jeszcze tam czeka? ;>
OdpowiedzUsuńZmotoryzowani mężczyźni, nawet kawałka przejść nie mogą! :D
Rozdział świetny,
pozdrawiam. ;-***
Dziękuję za miłe słowa. ;)
UsuńI również pozdrawiam. ;D ;***