sobota, 26 stycznia 2013

79.




Epilog



Chrzest, roczek i dopiero po roczku Marleny ślub. Czekaliśmy dość długo z tym, ale wszystko po kolei. Badania DNA utwierdziły nas w przekonaniu, że Lena jest córką Piotrka. Dopiero po badaniach odbył się jej chrzest. Nie był huczny. Rodzice Piotrka, my no i oczywiście chrzestni: Grzesiek Kosok i moja kuzynka, Justyna. Wszystko minęło w jak najlepszym porządku. Później roczek.. W takim samym towarzystwie. Aż wreszcie nadszedł ten wielki dzień, nasz ślub. Chcieliśmy, aby wszystko było jak w bajce. Piękna, biała suknia na moim ciele, a Nowakowski w garniturze stojący przed ołtarzem. Samo wejście do kościoła: przede mną idące dziewczynki w różowo-bladych sukieneczkach sypiące czerwone płatki róż. Krzysiek Ignaczak „oddał” mnie przed ołtarzem Piotrkowi i tak to się zaczęło. Przysięga małżeńska, pocałunek, wyjście z kościoła i głowy obsypane ryżem, a później zbieranie grosików. Dojazd do zamku pod Rzeszowem czarną, długą limuzyną. Przywitanie chlebem i wodą, toast, pierwszy taniec. Później całe wesele przetańczone, oczepiny i wiele, wiele innych tańców w tym również z siatkarzami. Wymknięcie się o pierwszej  nocy z własnego wesela i oczywiście dojazd do wybudowanego domu, który powstał w ostatnim czasie. Cudowna i niezapomniana noc poślubna z osobą, którą się kocha całym sercem. Tak mijały nam kolejne dni, miesiące, a nawet lata. Cóż chcieć więcej ?


-Mamusiu. – odwróciłam się i kucnęłam przed Mateuszem. – Tatuś śpi ?
-Tak kochanie, ale jeżeli chcesz to może się położyć obok niego. – uśmiechnęłam się i podniosłam się.
Wszedł do naszej sypialni i wskoczył na łóżko. Piotrek Otworzył delikatnie oczy, a na jego twarzy dało się zauważyć uśmiech. Mateusz wygodnie się ułożył na łóżku, a Nowakowski objął go swoim silnym i bezpiecznym ramieniem. Podeszłam do kolejnych drzwi. Uchyliłam je, a Marlena spokojnie sobie spała tuląc w swoich ramionach swojego ulubionego misia, którego dostała od wujka Grzegorza. Uśmiechnęłam się sama do siebie i cichutko przymknęłam drzwi i zeszłam na dół. Tam przygotowałam śniadanie – pancakes z ananasem, czyli to co moi głodomorzy lubili najbardziej. Gdy wszystko było przygotowane ponownie weszłam na górę, a tan już wszyscy byli ubrani. Zawołałam ich na śniadanie.
-Pomału! – krzyknęłam, kiedy Mateusz wraz z Marleną urządzili sobie wyścig na dół po schodach.
-Nie krzycz, niech się wybawią. – Piotrek oczywiście mnie uspokajał. No tak, przecież to on był tym dobrym, rozpieszczał ich i kupował wszystko co chcieli. A ja? Jak to ja. Nie chciałam, aby wszystko im przychodziło ot tak, mimo iż byli jeszcze małymi dziećmi. Przecież Lena miała zaledwie 8 lat, a Mateusz  6 lat. Jednak Piotrek chciał, aby nasze dzieci miały wszystko i do tego dążył.
Po zjedzonym śniadaniu, jak każdego dnia roku szkolnego, Piotrek zawoził Lenę do szkoły i jechał na trening. Ja natomiast zabierałam Mateusza, odwoziłam go do przedszkola i jak każdego dnia jechałam do pracy, aby posiedzieć w biurze i zrobić papierkową robotę. A później co? Zakupy i odbieranie dzieci z przedszkola i szkoły. Przyjazd do domu, przygotowywanie obiadu i oczekiwanie na  Nowakowskiego. Gdy tylko przyjeżdżał do domu witał się z dziećmi, które było dla niego najważniejsze i  podchodził do mnie. Mocno mnie przytulał, unosił w górę, okręcał się wokół własnej osi i delikatnie muskał moje usta. Później zasiadaliśmy do stołu, obiadu i wzajemnie życząc sobie smacznego zabieraliśmy się za jego jedzenie.  Po wspólnym zjedzeniu posiłku zasiadaliśmy w salonie i rozmawialiśmy z dziećmi o tym jak minął dzień w szkole i przedszkolu. Przekrzykiwali się wzajemnie, ale wtedy Piotrek wkraczał do gry i wybierał kto ma opowiadać pierwszy. Zazwyczaj padały na Mateusza, w końcu był młodszy, a do tego pierwszym synem Piotrka. Jak to każdy sportowiec chciał mieć syna, który jest jego oczkiem w głowie i który będzie szedł w ślady ojca. Tak też było i tym razem. Po rozmowie zabieraliśmy się za odrabianie zadań. Mimo iż Mateusz był dopiero w przedszkolu i tak miał sporo pracy do domu. Piotrek szedł z Marleną do jej pokoiku, różowego królestwa. Jak to dziewczynka. Chciała mieć taki pokój, który jej by się najbardziej podoba. Dlatego wybrała sobie różowe ściany, które połyskują brokatem. Na jednej ze ścian jej zdjęcia z okresów urodzenia, na drugiej łóżko z różowym baldachimem, na trzeciej okno, z delikatną białą firaneczką i różowymi firaneczkami, a na czwartej jedna, wielka szafa obok której stoi biurko z delikatnego drewna. Wchodząc do jej pokoju wyobrażam sobie mój, który wyglądał podobnie. A pokój Mateusza? Zupełnie odmienny. Wchodząc do niego na ścianach dało się zauważyć namalowane samochody, ściany były różnego koloru, ale nie różniły się wyraźnie. Okno z mocno fioletową firanką, i meble z delikatnego, ciemnego drewna. Zupełnie przypominał pokój Nowakowskiego, ten w jego rodzinnym domu. Po odrobionych lekcjach ponownie schodziliśmy na dół i siadaliśmy przy kominku w salonie oglądając telewizję. Między dziećmi zawsze były kłótnie. Nigdy im nie pasowało to kto co chce oglądać. Wtedy wchodził między nich Piotrek i decydował na jedną bajkę, a wtedy już nie mieli nic do dyskusji. No tak. Niby ich rozpieszczał, niby kupował i robił wszystko to co chcieli, ale jak przychodziło co do czego to potrafił pokazać swoją wyższość i doprowadzić ich do poziomu. Ale mimo wszystko kochały go, bardzo go kochały co dało się zauważyć. Każdego dnia widząc ich zachowanie miałam więcej pewności, że Marlena bardziej przypomina Piotrka. Stanowczo jest do niego podobna. Potrafi postawić na swoim tak jak on, a do tego kiedy o coś prosiła robiła identyczną, słodką minę jak Piotrek. Do tego była żywiołowa i ciągnęło ją do piłki od kilku lat. Nie ma się co dziwić, w końcu Piotrek nieraz zabierał ją ze sobą na mecz czy na jakikolwiek trening. A Mateusz? On był bardziej podobny do mnie. Grzeczny i spokojny, a zarazem bardzo pamiętliwy. W jego wieku byłam dokładnie taka sama. Ale tak samo jak Lenę ciągnęło go do boiska odkąd miał trzy lata. Widocznie udanie Nowakowski wszczepił w nich tą swoją miłość do piłki, boiska, a co za tym idzie do siatkówki. Jednak obydwoje byli najważniejsi w naszym życiu i nie widzieliśmy poza nimi świata. Potrafiliśmy wskoczyć za nimi w ogień, jeżeli potrzebowaliby tego.
-Mamusiu, mamusiu ! – zaczęli krzyczeć na przemian.
-Tak ? – spojrzałam na nich, a Ci szeroko się uśmiechnęli.
-Opowiesz nam coś ? – Mateusz wskoczył pomiędzy mnie, a Piotrka, a Lena od razu na kolana do Piotrka.
-Ale co takiego ? – poczochrałam jego włosy i delikatnie musnęłam jego czoło.
-Mamusiu, jak poznałaś tatusia ? – Marlena wyraźnie podekscytowana tym pytaniem zaczęła podskakiwać na kolanach Piotrka, a ja spojrzałam na niego. Kiwnął tylko w efekcie zgody głową.
-Miałam wtedy dwadzieścia lat.. – zaczęłam.




______________________________________________
Nadszedł ten moment. Tak, to koniec mojej, że tak powiem, pracy na tym blogu.  Będę go wspominać najlepiej, ponieważ był moim pierwszym. Mam nadzieję, że moje wypociny podobały Wam się i nie zaprzestaniecie czytać moich innych opowiadań. Mam nadzieję, że chociaż w części udało mi się Was zadowolić swoim pisaniem. Pisanie tutaj przychodziło mi nieraz z trudnością, ale w większej części z łatwością. Chciałam Wam wszystkim podziękować za odwiedzanie mojego bloga, za komentarza pod każdym rozdziałem. W końcu dzięki temu Waszemu "zaangażowaniu" miałam chęć pisania kolejnych rozdziałów. Może i w niektórych momentach mieszałam, czasem za bardzo, ale mam nadzieję, że mimo tego każdy rozdział na swój sposób Wam się podobał. W końcu nie zawsze musi być pięknie. Jednak w głębi duszy wierzyłam w to, że każdy taki wątek Wam się podobał. ;). Dziękuję Wam bardzo !

A teraz pozostawiam Wam jeszcze dwa moje blogi do komentowania:


czwartek, 24 stycznia 2013

78.





Rozdział 77



Moją uwagę przykuła mała, drobna dziewczynka, która bez celu krążyła po parku rozglądając się w każdą stronę. Spojrzałam na Nowakowskiego, a ten od razu domyślił się o co mi chodzi. Szybkim krokiem podeszliśmy do niej, a ta spojrzała tylko na nas i stała w miejscu.
-Przepraszam, czy coś się stało ? – kucnęłam przed nią i uśmiechnęłam się, a ona milczała wpatrując się w ziemię. – Nie bój się, nic Ci nie zrobię. – delikatnie chwyciłam jej dłonie, a ona spojrzała na mnie i przysunęła się bliżej mnie. – Powiesz mi jak masz na imię ?
-Ja.. Ja.. Ja jes.. – zaczęła się jąkać, tak jakby się czegoś bała. – Ewelinka.
-Ja jestem Ania, miło mi. – ponownie się uśmiechnęłam i wskazałam na siatkarza. – A to jest Piotrek.
-Ja wiem kim ten pan jest. – odparła nieco śmielej i delikatnie się uśmiechnęła.
-A powiesz nam co robisz tutaj sama ? – zerknęłam na Piotrka, a ten kucnął obok mnie.
-Bo ja się zgubiłam i nie wiem gdzie jest mamusia. – spuściła głowę w dół.
-To może pomożemy Ci jej szukać ? – Piotrek podniósł się i wziął dziewczynkę na ręce, a ta tylko kiwnęła twierdząco głową.
Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę, z której szła. Rozglądaliśmy się dookoła i szukaliśmy kobiety, której mogła być dzieckiem, choć nawet nie wiedzieliśmy jak wygląda. Co chwilę zerkałam na Nowakowskiego, który świetnie się z nią dogadywał. Widziałam jak na nią patrzy, jak się cieszy kiedy ona się uśmiecha. Po chwili zobaczyłam jak jakaś kobieta rozpaczliwie gania po parku i wypytuje się przechodnich, zapewne chodziło jej o Ewelinkę. Wskazałam dziewczynce ową kobietę, a ona zeskoczyła z ramion Piotrka i pobiegła w jej stronę. Była to dość wysoka, szczupła blondynka. Uniosła ją ku górze i mocno do siebie przytuliła. Stanęłam bliżej Piotrka, a ten objął mnie ramieniem i pocałował w skroń. Podeszły do nas, a na twarzy matki dziewczynki widniał uśmiech.
-Mamusiu, mamusiu! – krzyknęła. – Ta pani z tym panem pomogła mi znaleźć Cię.
-Dziękuję państwu bardzo. – spojrzała w naszą stronę i delikatnie się uśmiechnęła.
-Nie ma za co nam pani dziękować. – uśmiechnęłam się i kucnęłam przed dziewczynką. – A Ty Ewelinko nie oddalaj się od mamy. – zaśmiałam się i pstryknęłam palcami w jej nosek. – Bo nie zawsze będzie ktoś taki jak my, że pomoże Ci odnaleźć mamusie, dobrze ?
-Dobrze proszę pani. – uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła, po czym podeszła do Nowakowskiego.  – Panu też bardzo dziękuję.
Piotrek jak gdyby nigdy nic wziął ją na ręce i mocno do siebie przytulił, a ta objęła jego szyję swoimi malutkimi rączkami, po czym drobnymi wargami musnęła jego policzek.
-Wyglądają państwo na szczęśliwych. – kobieta uśmiechnęła się spoglądając na nas.
-Jakie państwo. – zaśmiałam się i wysunęłam w jej kierunku dłoń. – Jestem Anna.
-Ja jestem Ilona. – uścisnęła moją dłoń.
-A to jest Piotrek ! – mała krzyknęła na pół parku, a siatkarz zaśmiał się.
-Słońce, nie można tak mówić po imieniu. – Ilona skarciła skórkę, a ta spojrzała na Piotrka.
-Ale takie małe Księżniczki mogą mówić do mnie po imieniu. – wszyscy się zaśmialiśmy, a dziewczynka jeszcze raz pocałowała Piotrka w policzek.
Pożegnaliśmy się i każdy odszedł w swoją stronę. Powoli szliśmy z Piotrkiem w stronę mieszkania, a gdy dotarliśmy do niego weszliśmy do środka. Piotrek zaszył się w kuchni, a ja rozsiadłam się na kanapie. Około godziny czternastej odgrzaliśmy sobie posiłek, który przygotowała pani Katarzyna i zasiedliśmy przed tv. Pstrykaliśmy z kanału na kanał, aż wreszcie zabrałam Piotrkowi pilota i zostawiłam na jednym kanale. Padło na tak zwane „Trudne sprawy”. Jednak powiem wam, że z Piotrkiem nie dało się spokojnie tego oglądać. Za każdym razem gdy coś mu się nie podobało komentował każdy czyn wszystkich aktorów.
-Piotrek.. – szepnęłam łapiąc się za brzuch.
-Co się stało ? – odwrócił wzrok w moją stronę.
-Źle się czuję.. – szepnęłam, a ten zerwał się na równe nogi.
Sięgnął po telefon i zadzwonił do szpitala. Po chwili podszedł do mnie i powiedział, że lekarz kazał nam przyjechać do szpitala. Powiedziałam mu, gdzie jest naszykowana torba. Szybko po nią pobiegł, po czym wybiegł z mieszkania. Po chwili wleciał do salonu i wziął mnie na ręce. Wyszliśmy z domu, a Piotrek „wsadził” mnie do samochodu. Odjechaliśmy z podjazdu, a po piętnastu minutach byliśmy już pod szpitalem. Nowakowski pomógł mi wyjść i przy wejściu czekała już na nas pielęgniarka. Usiadłam na wózku i wjechaliśmy do szpitala, a później windą na odpowiednie Piętro, gdzie czekał już lekarz. Zabrał mnie do sali, gdzie mnie zbadał.
-Zabieramy panią na porodówkę. – spojrzał w stronę pielęgniarki, a ta kiwnęła tylko głową podchodząc do mnie.
-Ale przecież jeszcze za wcześnie, jeszcze miesiąc..
-Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze. – lekarz uśmiechnął się i wyszedł z Sali zostawiając mnie z pielęgniarką.
Kobieta uśmiechnęła się i zabrała mnie na porodówkę. Piotrek chciał być ze mną, ale przekonałam go, że lepiej będzie, jeżeli zostanie na korytarzu, a jak będzie po wszystkim to lekarz miał go zawołać.


Sześć godzin później..
Po kilku godzinach męczarni na porodówce usłyszałam płacz dziecka, mojego dziecka. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie.
-Ma pani zdrową córeczkę. – podeszła do mnie i podała mi ją, po czym wyszła z sali i zawołała Piotrka, który pojawił się obok mnie szybciej niżeli pielęgniarka wróciła.
-Jak dziecko będzie miało na nazwisko ? – lekarz na nas spojrzał. – Potrzebujemy tego, aby zapisać w dokumentach.
-Nowakowska. – Piotrek szeroko się uśmiechnął, a lekarz napisał coś na malutkiej opasce, którą nałożył na dłoń naszej córki.
Wpatrywał się w małą jak w obrazek. Nie odrywał od niej oczu. Delikatnie musnął swoimi wargami jej czółko, po czym objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
-Dziesiąty sierpnia. – szepnął i mocno mnie przytulił. – Najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
-Nie tylko Twój. – położyłam głowę na jego ramieniu i uśmiechnęłam się.
-Przepraszam, ale musimy zabrać małą. – pielęgniarka podeszła do nas, a ja oddałam jej dziecko.
Zabrała małą i wyszła z sali, a mnie przewieziono do innej. Piotrek nie odstępował mnie na krok, wyszedł dopiero późnym wieczorem, a ja od razu położyłam się na boku i wpatrzyłam się w okno. Z uśmiechem na twarzy oddałam się w objęcia Morfeusza.

***

 Kolejne dni mijały strasznie szybko. Po trzech dniach lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku i pozwolił mi wyjść ze szpitala. Z samego rana przyjechał po mnie Nowakowski wraz z mamą. Kobieta mocno mnie uściskała i pogratulowała. Wzięłam od niej przywiezione ubrania i weszłam do łazienki. Tam rozczesałam włosy i spięłam je w luźnego koka, po czym ubrałam się. Odebrałam od lekarza wypis i poszłam do Piotrka. Wpatrywał się przez szybę na naszą małą ukochaną dziewczynkę, był tak szczęśliwy. Pielęgniarka widząc mnie podeszła do nas i przyniosła nam go życząc powiedzenia w dalszym życiu. Podziękowaliśmy i opuściliśmy budynek szpitala. Około godziny dwunastej byliśmy w domu. Ułożyłam małą do łóżeczka i sama położyłam się. Po chwili Nowakowski leżał już obok mnie.
-Musimy wybrać imię. – szepnął mi do ucha i delikatnie pocałował w szyję.
-Tak, masz rację. – odwróciłam się w jego stronę i musnęłam jego usta. – Więc jakie masz propozycje ?
-Hm.. – zamyślił się. – Może Marlena ?
-Podoba mi się. – uśmiechnęłam się. – A na drugie może Nikola ?
-Marlena Nikola. – musnął moje usta. – Nasza mała księżniczka.
-Kocham Cię. – szepnęłam i pogładziłam dłonią jego policzek.
-A ja Ciebie. – czule mnie pocałował.



____________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. ;>


wtorek, 22 stycznia 2013

77.





Rozdział 76



-O nich się nie martw. – mocniej mnie objął ramieniem. – Wiesz jak oni się o Ciebie martwili? Szukali Cię tak jak ja.
-Piotrek, przepraszam. – szepnęłam i ułożyłam dłoń na jego policzku delikatnie go gładząc. – Naprawdę Cię przepraszam.
-Kochanie. – pstryknął w mój nosek. -  Nie masz za co mnie przepraszać .
Cieszyłam się, tak bardzo się cieszyłam. Piotrek był w stanie mi wybaczyć i co najważniejsze nie przejmował się tym co mówił mu Kubiak. Tak, stanowczo z tego cieszyłam się najbardziej. Wygodnie ułożyłam głowę na jego ramieniu, a ten wpatrywał się w telewizor. Przymknęłam oczy. Tak, byłam strasznie zmęczona, a co za tym idzie śpiąca.
-Nie śpij. – Nowakowski szepnął wprost do mojego ucha, po czym musnął swoimi wargami moją szyję.
-To nie moja wina, że zmęczona jestem. – zachichotałam i podniosłam się. – Nie wiem jak Ty, ale ja idę spać.
-To idź, ja za chwilę do Ciebie dojdę. – posłał w moim kierunku ciepły uśmiech i złapał moją dłoń, którą przystawił do swojej twarzy i delikatnie ją pocałował.
Na moją twarz znów wkradł się uśmiech. Prawdziwy, można nawet powiedzieć, że taki najprawdziwszy. Miałam wszystko to, czego chciałam. Szczęście, które dawał mi Piotrek i tą malutką istotę, która rozwijała się we mnie, pod moim sercem. Dlatego jeszcze większą radość sprawiał mi każdy ruch dziecka, każde jego kopnięcie, które czułam. Z wyraźnym uśmiechem weszłam do sypialni, po czym zabierając od razu pidżamę weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, wzięłam szybki prysznic i ubrana w nocny strój wyszłam. Od razu położyłam się na łóżku, a już po chwili zasnęłam. Nawet nie wiedziałam, kiedy obok mnie pojawił się Nowakowski.

***

Kolejny miesiąc minął jeszcze szybciej niż poprzednie sześć. Zapewne dlatego, że spędzone były z Nowakowskim. Trener Anastasi zrozumiał dlaczego nie chciał jechać na mecz do Brazylii. Piotrek wszystko mu wyjaśnił, przez co zyskał jeszcze więcej w oczach Andrei. Dostał od niego pozwolenie na to, aby być ze mną aż do porodu, a co mnie najbardziej rozbawiło prosił go o to, aby nie odstępował mnie na krok. Przecież on całymi dniami przy mnie jest, nie rusza się nawet z domu! Po powrocie do Polski rodzice Piotrka nie potrafili nacieszyć się tym, że Nowakowski mnie odnalazł. Jego mama zaproponowała, że wraz ze mną będzie mogła opiekować się dzieckiem, abym nie miała zbyt dużo obowiązków. Cieszyłam się, bo przecież pani Katarzyna jeszcze niedawno byłaby ostatnią osobą, która mogłaby coś takiego powiedzieć.



Czerwiec minął tak samo szybko jak maj, nadszedł ósmy miesiąc ciąży. Wyglądałam jak beczka, ale przecież nie mogłam narzekać. To dziecko stało się tak jakby darem Bożym, którym zostałam obdarowana. Każdego dnia bardziej męczyła mnie myśl o tym, kto jest ojcem mojego dziecka. Widziałam jak bardzo Piotrek cieszył się z tego od momentu, kiedy wróciliśmy do Polski. Umeblował pokój dziecka, zamówił nawet łóżeczko, które w pierwszych miesiącach będzie znajdowało się w naszej sypialni, aby dziecko było przy nas. Tak bardzo kochał to dziecko, chociaż jeszcze się nie urodziło. A ja pragnęłam, aby było one Piotrka. Przecież z Kubiakiem nie miałam kontaktu od dnia, w którym wyjechałam. Nawet nie wiedział i zapewne nie dowie się, że wróciłam do Polski. Z rodzicami ponownie urwał mi się kontakt. Odzyskałam ojca, a po kilku miesiącach znów go straciłam. Tym razem nie ubolewałam nad tym, nie miałam zamiaru, nie zasługiwał na to, aby być ojcem i zarazem dziadkiem. Przecież miałam przy sobie Piotrka i nikogo więcej nie potrzebowałam.



Ostatniego dnia czerwca Piotrek obudził mnie delikatnym muśnięciem swoimi wargami moich. Niechętnie uniosłam powieki ku górze i na widok swojego ukochanego na moją twarz wkradł się uśmiech. Piotrek zawisł nade mną opierając się na dłoniach. Owinęłam dłonie wokół jego szyi i spojrzałam w jego tęczówki.
-Kocham Cię. – szepnęłam i czule go pocałowałam.
-Mama zrobiła Ci śniadanie. – uśmiechnął się. – Ubierz się i chodź na dół.
Kiwnęłam tylko głową. Piotrek wyszedł z sypialni, a ja podniosłam się z łóżka i zabierając rzeczy z garderoby weszłam do łazienki. Tam przemyłam zimną wodą twarz, po czym ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż, włosy spięłam w luźnego koka i wyszłam. Opuściłam pokój, a przy schodach natknęłam się na Piotrka. Pewnie szedł po mnie. Razem z nim weszłam do jadalni i usiadłam przy stole. Spokojnie zjedliśmy śniadanie, po czym brudne naczynia Piotrek włożył do zmywarki. Z jadalni przeszliśmy do salonu. Tam oczywiście górę nad naszą rozmową przejął telewizor. Oglądaliśmy jakieś denne programy w TV, typu „Kocham Cię Polsko!” czy „Jaka to melodia?”. Oczywiście powtórki, bo w tej naszej polskiej telewizji nie ma nic ciekawego godnego uwagi i do tego nowego! Tak minęła nam połowa dnia. Około godziny czternastej wyszliśmy z domu na spacer. Przeszliśmy parkowymi alejkami parku znajdującego się obok naszego domu. Tak teraz już mogłam powiedzieć naszego. Innej opcji nie widziałam.
-A tutaj będzie się bawił nasz synek. – Piotrek skinieniem głowy wskazał na plac zabaw.
-Skąd wiesz, że synek ? – zaśmiałam się marszcząc brwi.
-Czuję to. – ukazał rząd swoich białych zębów.
Kiwnęłam tylko z niedowierzaniem głową i złapałam go za dłoń.
-Piotrek, spój. – zatrzymałam się i wskazałam palcem przed siebie. 



_____________________________________
Taki krótki, przepraszam. ;<
Ale nie miałam siły na pisanie czegoś dłuższego.. 


niedziela, 20 stycznia 2013

76.





Rozdział 75



-Ale oni tego nie rozumieją, po prostu mu uwierzyli, rozumiesz ?! – powiedziałam przez łzy.
-Ale ja to wiem, już trochę znam Kubiaka. – usiadł obok mnie i delikatnie objął moje ciało ramieniem. – Wiem do czego jest zdolny i wiem też, że kłamał.
-Chociaż Ty jeden. – cicho westchnęłam i wtuliłam się w amerykańskiego środkowego.
-Dlatego wyjechałaś ? Dlatego zostawiłaś Piotrka ? – mocniej mnie objął.
-A miałam podejść do niego i powiedzieć, że jestem w ciąży, ale nie jestem pewna czy jest to Twoje dziecko ? – spojrzałam na niego. – I przeprosić ?
-Nie lepiej byłoby zostać i wytłumaczyć mu to wszystko ? – odgarnął moje mokre włosy z twarzy.
-Nie potrafiłam mu tego wytłumaczyć. Jakby się dowiedział o dziecku.. – przerwałam na chwilę. – Wiesz jak bardzo on chciał mieć dziecko ? A ja tak bardzo go zraniłam.
-A co jeżeli nie jest to dziecko Michała tylko Piotrka ? – uniósł brwi ku górze.
-A wiesz to ? – zapytałam ironicznie. – Bo ja jakoś nie bardzo.
-No tak. – westchnął. – A teraz chodźmy, bo jeszcze się przeziębisz i zachorujesz.
Kiwnęłam tylko głową . Russell wstał i pomógł mi też to uczynić. Złapałam go pod ramie i ruszyliśmy przed siebie. Chociaż on jeden mnie rozumiał i nie miał mi za złe tego co uczyniłam. Doskonale mnie rozumiał, bynajmniej tak mi się wydawało.  Droga minęła w milczeniu, tak było lepiej. Nie musiałam odpowiadać na zbędne pytanie, na które zapewne nie znałabym odpowiedzi. Holmes otworzył mi drzwi swojego samochodu i pomógł wejść do środka, po czym je zamknął i zajął miejsce kierowcy. Po kilkudziestu sekundach odjechaliśmy z parkingu. Spoglądałam na szybę, po której spływały krople deszczu. Jedna uciekała przed drugą. Zupełnie tak jak ja uciekłam przed prawdą i przed Piotrkiem.
-Russell.. – zaczęłam, a ten spojrzał na mnie z pytającą miną, po czym znów spojrzał na drogę. – Jak Piotrek sobie z tym poradził ?
-Nie poradził. – odparł krótko, ale po chwili kontynuował. – Nie potrafił sobie z tym poradzić. Odpuszczał treningi, nie pojechał na zgrupowanie kadry z tego co mi wiadomo.. Szukał Cię, dzwonił ale nie odbierałaś..
-I to wszystko przeze mnie ? – środkowy kiwnął twierdząco głową.
Już nic nie potrzebowałam, wiedziałam wszystko, czyli nic. Skoro nie potrafił sobie z tym poradzić to jak jest teraz ? Znalazł sobie kogoś czy nie? Dlaczego nie pojechał na zgrupowanie kadry ? Tyle pytań siedziało w mojej głowie i żadne bez odpowiedzi. Środkowy zatrzymał samochód i wysiadł, po czym otworzył moje drzwi i pomógł mi wysiąść. Dokładnie nie wiedziałam gdzie jestem, bo na pewno nie był to mój blok. Weszliśmy do środka i windą wjechaliśmy na bodajże szóste piętro. Otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Rozejrzałam się dokładnie. Mieszkanie było dość ładnie urządzone, kolory nie gryzły się ze sobą – widać było, że pomagała w jego wystroju kobieca ręka. Spojrzałam pytająco na środkowego.
-U mnie jesteśmy. – delikatnie się uśmiechnął. – Napijesz się czegoś ?
-Nie, dziękuję. – uniosłam kąciki ust ku górze. – Mogłabym mieć do Ciebie prośbę ?
-Jasne, ale usiądź sobie. – wskazał mi ręką kanapę. – O co chodzi ?
-Chciałabym.. – przerwałam i usiadłam na kanapie. – Chciałabym do niego zadzwonić, usłyszeć jego głos, którego tak bardzo mi brakuje..
-Trzymaj. – wyjął z kieszeni spodni telefon. – Rozmawiaj ile chcesz, nie będę Ci przeszkadzał.
Piotrek pewnie nie posiadał tego numeru, z którego miałam dzwonić. Jeden plus – nie będzie wiedział kto to.  Wybrałam rząd dziewięciu cyferek i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach odezwał się.
-…
-Pi.. – zacięłam się. Przecież chciałam tylko usłyszeć jego głos, a nie z nim rozmawiać ! – Piotrek..
-…
-Tak, to ja.. – odparłam niepewnie do słuchawki.
-…
-Nie mogę wrócić, nie po tym co Ci zrobiłam. Za bardzo Cię zraniłam.. – po moich policzkach znów spłynęły łzy.
-…
-Nie potrafię wrócić, a Ty nie powinieneś potrafić mi wybaczyć tego co zrobiłam..
-…
-To co czułam do Ciebie i nadal czuję było prawdziwe, nigdy Cię nie okłamałam względem swoich uczuć, nigdy. – odparłam drżącym głosem.
-…
-Naprawdę tego chcesz ? – A co jeżeli to dziecko nie jest Twoje ?
-…
Słysząc jego słowa, abym otworzyła drzwi nie wiedziałam czy żartuje czy on naprawdę tam jest. Niepewnie odsunęłam telefon od ucha i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Za nimi stał Piotrek. Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy, ale tym razem sprawione widokiem Nowakowskiego. Objął mnie, tak mocno jak jeszcze nigdy.
-Kocham Cię i nie ważne czy to dziecko jest moje czy jego.. – szepnął spoglądając w moje oczy.
-Ja też Cię kocham, ale.. – przerwał mi czułym pocałunkiem.
Usłyszeliśmy klaskanie w dłonie. Odwróciłam się, a tam stał Holmes wraz z Andersonem i bili nam brawo. Chociaż nie wiedziałam z jakiego powodu, żadnego ważniejszego nie było. Delikatnie się uśmiechnęłam i spojrzałam pytająco na Piotrka.
-Pomogli mi, a właściwie to Matt.. – wskazał palcem na amerykańskiego przyjmującego.  – I Twoja kuzynka wraz z mężem. Nie potrafiłem o Tobie zapomnieć, po prostu nie umiałem.
-Uczucie jest silniejsze.. – delikatnie się uśmiechnęłam i pogładziłam dłonią policzek Nowakowskiego.
-Mogę ? – niepewnie spojrzał w moje oczy, a ja tylko kiwnęłam głową, co sprawiło, że olbrzymia dłoń Pitera spoczęła na moim brzuchu. – Chcę, aby to dziecko wychowywało się przy mnie.
-Piotrek.. – spuściłam wzrok w dół. – Nie mogę Ci tego zrobić, zraniłam Cię, zrozum..
-Ale nie interesuje mnie to. – ujął moją twarz w swoje dłonie. – Mimo wszystko kocham Ciebie i to dziecko rozwijające się w Tobie.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej jak on to sobie wyobrażał ? Minęło tyle czasu, ale przecież nadal go kochałam. Chciałam tak samo jak on: wychowywać z nim maleństwo, które rozwija się we mnie. Jednak nie potrafiłam przewidzieć reakcji jego rodziców, a kolegów z zespołu tym bardziej. Już przecież wystarczająco usłyszałam o sobie od Lotmana.
-Wróć ze mną do Polski, mój dom jest taki pusty bez Ciebie.. – złapał moją dłoń, a ja spojrzałam tylko na amerykańskich siatkarzy stojących za nami i przyglądających się nam.
-Zrób to. – Anderson uśmiechnął się, a Russell poparł go kiwając twierdząco głową.
-Wrócę. – szepnęłam, a po chwili tonęłam już w objęciach Nowakowskiego. Uniósł mnie ku górze i okręcił kilka razy wokół własnej osi. – Piotrek, kocham Cię.
-A ja Ciebie. – czule mnie pocałował. – Dziękuję wam.
-Nie ma sprawy. – Matt wyszczerzył się.
-Gdyby nie Wy nie wiedziałbym gdzie jej szukać. – podszedł do Amerykanów. – A szczególnie gdyby nie Ty, Matt. – wysunął dłoń w jego kierunku. – Naprawdę jestem Ci wdzięczny.
-Nie masz za co dziękować. – przyjmujący uścisnął jego dłoń. – Nie mogłem pozwolić na to, aby ta miłość nie przetrwała. Kochacie się i powinniście być razem.
-Dziękuję Matt. – podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. – Za wszystko.
Amerykanin odwzajemnił mój uścisk. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
-Bądź grzeczny, mały siatkarzu. – zaśmiał się i pogładził dłonią mój brzuch.
-Albo siatkarko. – poprawiłam go śmiejąc się.
-Mam nadzieję, że następnym razem dojdzie do ślubu. – Russell mocno mnie przytulił.
-Będziecie pierwszymi, którzy dostaną zaproszenia. – uśmiechnęłam się.
Pożegnałam się z chłopakami przytulając ich i podeszłam do polskiego środkowego. Ten objął mnie w pasie i wyszliśmy z mieszkania Holmes’a. Wsiedliśmy do taksówki, a już po dziesięciu minutach byliśmy pod blokiem, w którym mieszkałam. Weszliśmy do środka i spokojnie rozsiedliśmy się na kanapie w salonie. Była godzina osiemnasta. Piotrek powiedział mi, że jutro mamy lot do Polski, po czym usiadł obok mnie i mocno mnie objął.
-Kocham Cię. – szepnął wprost do mojego ucha.
Ułożyłam głowę wygodnie na jego ramieniu i spoglądałam przed siebie. Nowakowski bawił się moimi włosami i co chwilę delikatnie gładził mój brzuch. W jego oczach było widać to szczęście, kiedy czuł jak maluch kopał. Te iskierki w jego oczach mówiły same za siebie, a z mojej twarzy nie znikał uśmiech.
-Piotrek.. – spojrzałam w jego oczy. – A co powiesz rodzicom ? Jak oni zareagują na mój powrót ?




________________________________________________
Trochę krótki, ale mam trochę nauki.. Przepraszam. ;)
Jednak mam nadzieję, że się podoba. ;>



sobota, 19 stycznia 2013

75.





Rozdział 74



-Ania.. – mocniej mnie objęła. – Powinnaś się z tego cieszyć, a nie uciekać przed Piotrkiem.
-Ale czy Ty nie rozumiesz ?! – uniosłam wzrok na nią. – Prawdopodobieństwem jest to, że mogę być w ciąży ale nie z Piotrkiem.
Nie powiedziała nic. Po prostu mocno mnie do siebie przytuliła. Siedziałyśmy tak dłuższą chwilę, dopóki Krystian nie zawołał nas na kolację.
-Chodź. – podniosła się i wystawiła w moim kierunku dłoń.
-Nie, dziękuję. – delikatnie się uśmiechnęłam. – Ja się położę.
Justa posłała w moim kierunku ciepły uśmiech, po czym opuściła pokój, który przez najbliższy czas będzie należał do mnie. Ponownie wzięłam do rąk zdjęcie z Piotrkiem, a po moich policzkach mimowolnie spłynęły łzy. Dokończyłam rozpakowywanie rzeczy, a gdy wszystko było na swoim miejscu zabrałam pidżamę i weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wyszłam.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś tutaj mieszka. – dość wysoki mężczyzna zmieszał się gdy tylko mnie zobaczył. – Zazwyczaj ten pokój był wolny.
-Nic się nie stało. – delikatnie się uśmiechnęłam błyszcząc swoim świetnym angielskim, mhm, jasne. – Dzisiaj przyjechałam więc dlatego jest zajęty.
-Jestem Matt. – wystawił w moim kierunku dłoń.
-A ja Anka. – uścisnęłam jego dłoń. – Kuzynka Justyny.
-Polka ? – uniósł brew ku górze, a ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. – Od razu widać. Tylko w Polsce są tak piękne kobiety.
-Bez przesady. – spuściłam głowę w dół czując jak na moją twarz wkrada się rumieniec.
-Jeżeli będziesz chciała to mogę Cię oprowadzić po Richmond. – delikatnie się uśmiechnął. – Nie jest duże, każdy każdego zna.
-Chętnie skorzystam. – uniosłam kąciki ust ku górze. – A teraz przepraszam Cię, ale chciałam się położyć.
-No to do zobaczenia. – mrugnął okiem. – Dobranoc.
-Dobranoc. – szepnęłam, gdy opuścił pokój.
Spojrzałam przez okno. Widok był dość ładny. Ale nic nie może się przecież równać z widokiem na ogród z domu Piotrka. Na ten ogród, w którym miały się bawić nasze dzieci. A ja po prostu to wszystko straciłam. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i oddałam się w objęcia Morfeusza.

***

Kolejne dni mijały dość szybko. Po dniach leciały miesiące. Zwolniłam Justynie pokój, ponieważ wynajęłam sobie mieszkanie. Zyskałam przyjaciela, na którego zawsze mogłam liczyć – w każdej sytuacji i o każdej porze dnia i nocy. Matt odwiedzał mnie i pomagał w zakupach, sprzątaniu i tym podobnych rzeczach. Aż w końcu nadszedł ten dzień, który miał być najszczęśliwszym dniem mojego życia. 12 maja, dzień w którym miałam założyć białą suknię, stanąć przed ołtarzem i powiedzieć to sakramentalne „tak” wpatrując się w te piękne i pełne wyrazu oczy Nowakowskiego. A zamiast tego co miałam ? Wielkie nic. Marzenia o białej sukni prysły jak piękna suknia balowa Kopciuszka o północy. Pozostały mi jedynie wspomnienia o tym wszystkim co było, te wspomnienia, które na zawsze będą siedziały w mojej głowie. A teraz miałam w myślach tylko jedno: zapewnić jak najlepszy byt swojemu dziecku. Każdy dzień i miesiąc sprawiał, że ciąża była bardziej widoczna, ale nie przejmowałam się tym. Każdego dnia bardziej zastanawiałam się nad tym jak Piotrek by reagował na moją ciąże, na ruchy dziecka rozwijającego się we mnie. A z drugiej strony Michał. Co on by zrobił jeżeli bym nie wyjechała ? Jakby to się dalej potoczyło ? Ale cóż, przecież teraz się tego nie dowiem. Zostawiłam ich samym sobie, jak gdyby nigdy nic. Jedynie wyjaśnienia zostawiłam Piotrkowi, przecież jemu należały się najbardziej. Tego dnia rankiem podniosłam się z łóżka, a po moich policzkach mimowolnie spłynęły łzy. Zabrałam ubrania i weszłam z nimi do łazienki. Tam przemyłam twarz, zrobiłam delikatny makijaż, spięłam włosy w kłosa i ubrałam się. Po wyjściu z łazienki od razu poszłam do łazienki gdzie zjadłam śniadanie. Ku mojemu zdziwieniu rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je.
-Cześć. – Matt uśmiechnął się i przytulił mnie na powitanie.
-Wejdź. – zaprosiłam go gestem ręki do środka. – Co Cię sprowadza o tak wczesnej porze ?
-Przyszedłem sprawdzić czy czegoś nie potrzebujesz. – ukazał rząd swoich białych zębów, a zza pleców wyjął czerwoną różę. – A to dla przyszłej mamusi.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się zabierając od niego kwiatka, po czym musnęłam jego policzek. – Zjesz coś ?
-Nie dziękuję, jestem po śniadaniu. – wytknął w moim kierunku język. – Ale po Tobie widzę, że coś nie gra. Co się stało ?
-Eh.. – głośno westchnęłam i usiadłam w salonie na kanapie. – Dzisiaj brałabym ślub z Piotrkiem. – po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. No ale co mam na to poradzić, że na samo wspomnienie o tym moje oczy się szklą ?
-Aniu. – Matt usiadł obok mnie. – Przecież wiesz, że nie możesz się z tego powodu dołować. – objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego. – Dlaczego po prostu nie zadzwonisz do niego, nie porozmawiasz, nie wytłumaczysz ?
-Nie chcę, wystarczająco go zraniłam. – powiedziałam drżącym głosem. – Pewnie już ułożył sobie życie, więc po co mam się w to wtrącać i mieszać ? Minęło pół roku Matt, nie mam prawa teraz wracać tam i niszczyć jego życia.
-Jak wolisz. – otarł moje łzy.
-A Ty nie powinieneś być na treningu ? – spojrzałam w jego oczy.
-A tak. – uderzył się w czoło. – Przyszedłem po Ciebie, zbieraj się idziesz ze mną. Poznasz kolegów z reprezentacji.
Anderson nie przyjmował moich protestów. Niechętnie podniosłam się z kanapy i razem z nim wyszłam. Nie chciałam tam jechać. Przecież Paul czy Russell mnie doskonale znali. Obawiałam się tego spotkania z nimi. Jeden przecież mógł powiedzieć Kubiakowi, a drugi Piotrkowi. Nie chciałam tego. Całą drogę spędziłam na rozmyślaniach o tym co im powiem, dlaczego tak postąpiłam. Najbardziej się obawiałam jednego pytania: czyje to dziecko. I co wtedy im powiem ? Że nie wiem ? Możliwe, że Kubiaka bo przespałam się z nim ? Nie wyobrażałam sobie tej odpowiedzi. Nim się obejrzałam Matt otworzył moje drzwi. Wysiadłam i zawiesiłam torbę na ramię. Weszliśmy na halę, gdzie już byli wszyscy. No tak, nie dało się ich nie rozpoznać.
-Matt, nie chcę tam wchodzić. – szepnęłam.
-Ania. – stanął przede mną i pogładził dłonią mój policzek. – Bądź silna.
-O proszę, Mat przyprowadził swoją wybrankę. – tak, ten głos wszędzie rozpoznam.
-Nie wybrankę, przyjaciółkę. – pokazał swoim kolegą jakże miłego środkowego palca.
-Nie przedstawisz nam jej ? – kolejny krzyk, a wśród wszystkich najgłośniej Paul.
-Chodź. – szepnął do mnie, a po kilku sekundach staliśmy wśród grupy wielkoludów.
Spuściłam głowę w dół z nadzieją, że nie rozpoznają mnie. Ale kto mądry nie rozpoznałby osoby, która jeszcze pół roku temu szczęśliwa zapraszała ich na ślub? Najpierw wzrok wszystkich ugrzązł na moim brzuchu – od razu poznali, że jestem w ciąży. W końcu to szósty miesiąc, nie trudno zauważyć.
-Anka ?! – Lotman spojrzał na Russella, a potem na mnie.
-Paul.. – niepewnie podniosłam wzrok ku górze. – Russell..
-Ania.. – Holmes powtórzył moje imię i podszedł do mnie.
-Dawno Was nie widziałam.. – spoglądałam raz na przyjmującego, raz na środkowego.
-Jak mogłaś to zrobić ?! – Lotman krzyknął na całą salę. – Jak mogłaś się tak zachować ?!
-Paul, zrozum mnie..
-Co mam zrozumieć ?! – podszedł do mnie. – Zachowałaś się jak pierwsza lepsza spod latarni ! Kubiak wszystko nam powiedział ! Jesteś taka sama jak Aśka, ona zdradziła Grześka, a Ty Pita. Jesteście siebie warte !
Nie wytrzymałam. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zrobiłam kilka kroków w tył, odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Po drodze złapał mnie Matt, który wracał z szatni.
-Zostaw mnie ! – krzyknęłam i pobiegłam dalej.
Pogoda odpowiadała mojemu stanowi. Z nieba spadały krople deszczu, a po moich policzkach spływały łzy. Oddalałam się od hali, ale tym razem wolnym krokiem. Czułam jak moje ubrania są mokre i kleją się do mojego ciała. A jednak. Kubiak im wszystko powiedział, tylko jak ? Czy zwalił całą winę na mnie, mówiąc że to ja go uwiodłam ? Przecież było zupełnie inaczej. Usiadłam na pobliskiej ławce i nie zwracałam uwagi na deszcz, który padał coraz mocniej. Dłonią pogładziłam swój brzuch, po czym schowałam w nie swoją twarz.
-Tutaj jesteś. – usiadł obok mnie, a ja tylko spojrzałam na niego. – Nie słuchaj go, ja wiem że Kubiak kłamał, że powiedział tak tylko dlatego, aby zrzucić całą winę na Ciebie..




____________________________________________________
Dzisiaj trochę wcześniej, ale jest. ;>
Mam nadzieję, że się podoba. ;D


czwartek, 17 stycznia 2013

74.





Rozdział 73



-Ale.. Ale jak to ? – usiadł obok mnie i schował twarz w dłonie.
-Mam ci wytłumaczyć jak się dzieci robi ?! – wstałam na równe nogi i krzyknęłam.
-Uspokój się. – również się podniósł i podszedł do mnie. – Ale jesteś pewna, że to moje dziecko ?
-A jak myślisz ? – po moich policzkach spłynęły łzy. – Tylko ta opcja mi się klei, tylko z Tobą w ostatnim czasie..
Nie dokończyłam. Nie miałam takiej możliwości. Poczułam jedynie jego dłonie na swoich biodrach i jego wargi na swoich. Nie liczyłam na taka reakcję, wręcz przeciwnie.
-Nic nie powiesz ? – odsunęłam się od niego na odległość wyprostowanej ręki.
-A co mam powiedzieć? – pogładził dłonią mój policzek. – Jeżeli to jest moje dziecko to się będę nim zajmował razem z Tobą. – delikatnie się uśmiechnął. – Poradzimy sobie.
Nie odpowiedziałam. Po prostu się do niego przytuliłam. Po moich policzkach spływały łzy, a Michał delikatnie gładził dłonią moje plecy. Po chwili spojrzał w moje oczy i pocałował w skroń.
-Ale jak Ty to sobie wyobrażasz ? – spojrzałam w jego oczy. – Biorę ślub z Piotrkiem.
-Aniu. – złapał moją twarz w dłonie. – Damy sobie radę.
-Wyjadę, tak będzie najlepiej. – odsunęłam się od Kubiaka. – Tak będzie lepiej.
-Dla kogo lepiej ?! – złapał mnie za ramiona.
-Dla Ciebie, dla mnie, a przede wszystkim.. – przerwałam na chwilę i przymknęłam powieki, co sprawiło, że po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. – A przede wszystkim dla Piotrka. Już wystarczająco go zraniłam, o wiele za dużo razy.
-A co ze mną ? Z naszym dzieckiem ? – jego oczy zaszkliły się.
-Monika też jest w ciąży, to nią powinieneś się teraz martwic, nie mną. – pogładziłam jego policzek. – Żegnaj.
Spojrzałam jeszcze w jego oczy i wybiegłam z hotelowego pokoju. Nie czekałam na windę, lecz od razu pobiegłam w stronę schodów. Zbiegłam z nich i wybiegłam z hotelu.
-Ania ! – docierał do mnie krzyk Michała, jednak nie reagowałam na to.
Złapałam taksówkę i powiedziałam gdzie chcę jechać. Po kilkunastu minutach byłam pod domem Nowakowskiego. Nie było jego samochodu, jak również jego rodziców. Wbiegłam do środka i od razu skierowałam się do sypialni, która była moją. Moją i Piotrka. Zaczęłam wkładać do walizki wszystkie swoje ubrania, a gdy już były schowane wzięłam do ręki zdjęcie, na którym byłam z Piotrkiem. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwy, tacy zakochani. A teraz ? Zdradziłam go i najprawdopodobniej jestem w ciąży z innym. Nie potrafiłam zrozumieć tego wszystkiego. Położyłam zdjęcie na ubraniach w walizce i zamknęłam ją. Zeszłam na dół, a tam weszłam do gabinetu, gdzie z szuflady wyjęłam kartkę i długopis. Spojrzałam na nią i po moich policzkach spłynęły łzy. Kolejne wylane łzy. Skapnęły na kartkę, co sprawiło, że stała się delikatnie wilgotna.

Kochany Piotrze!
Zapewne jak będziesz czytał ten list to mnie już nie będzie. Będę daleko stąd. Muszę wyjechać, tak będzie lepiej. Dla kogo ? Na pewno na Ciebie. Zasługujesz na to, aby być szczęśliwym, a ja nie potrafię Ci dać tego szczęścia. Już wiele razy Cię zraniłam, wiele razy przeze mnie cierpiałeś, ale teraz.. Teraz zapewne nie potrafiłbyś mi tego wybaczyć. Postąpiłam źle, przyznaję się do tego i doskonale to wiem. Dlatego proszę Cię o jedno. Zapomnij o mnie i znajdź swoje szczęście, osobę która będzie potrafiła Cię pokochać i którą Ty będziesz potrafił pokochać. A ja ? O mnie zapomnij, tak będzie najlepiej.
Pamiętaj, na zawsze w moim sercu.
Ania.

Ostatnie zdanie odbiło mi się kilkakrotnie echem w moich myślach. Zadzwoniłam po TAXI i jeszcze raz przeczytałam te kilka zdań wyjaśnienia skierowanych do Nowakowskiego. Schowałam list do koperty, na której napisałam jego imię. Otarłam policzki z łez i wyjrzałam przez okno. Na podjeździe stała taksówka. Wyszłam z domu zagaszając w każdym z pokoi światło. Kierowca widząc, że mam walizkę wyszedł z samochodu i zabrał ją, po czym włożył do bagażnika. Odwróciłam się i ten ostatni raz spojrzałam na dom, w którym spotkało mnie tyle dobrego, na dom w którym doznałam takiego szczęścia. Wsiadłam do samochodu i poprosiłam kierowcę o to, aby jechał na lotnisko. Czułam jak po moich policzkach spływają łzy, lecz nie reagowałam na nie. Gdy tylko dojechaliśmy na lotnisko podziękowałam i zapłaciłam za przejazd. Zabrałam swoją walizkę i weszłam na teren lotniska. Postanowiłam wyjechać do Stanów, w końcu tam miałam kuzynkę z którą zawsze się dobrze dogadywałam. Podeszłam do kasy, gdzie dowiedziałam się o tym, że jest jeszcze kilka biletów na lot. Zakupiłam jeden, po czym usłyszałam głos spikerki mówiący o tym, że lot odbędzie się za dziesięć minut. Podeszłam do odprawy, gdzie sprawdzili mój bilet. Odwróciłam się i jeszcze raz spojrzałam przez wielką, szklaną „ścianę” i spojrzałam na to miasto, w którym tyle się działo. Po chwili weszłam na pokład samolotu i zajęłam swoje miejsce. Wyłączyłam jeszcze telefon i zapięłam się pasami. Po chwili samolot zaczął wzbijać się w górę. Wyjrzałam przez okno i widząc piękną panoramę Rzeszowa po moich policzkach spłynęły łzy, które szybkim ruchem otarłam. Przymknęłam powieki i zasnęłam. Obudziła mnie dopiero stewardessa, która poinformowała, że za chwilę będziemy lądować. Ponownie zapięłam pasy, a nim się obejrzałam samolot wylądował. Po wyjściu z jego wnętrza odebrałam swój bagaż i wychodząc na zewnątrz włączyłam telefon. Przez najbliższe pięć czy dziesięć minut schodziły do mnie sms-y. To od Piotrka, to od Michała. Oczywiście jeszcze do tego sms, który informował mnie ile razy każdy próbował się dodzwonić do mnie. Nie chciałam na to reagować, przecież tak było lepiej. Usunęłam je wszystkie i wybrałam numer kuzynki. Po kilku sygnałach odebrała.
-Cześć Justa. Jesteś u siebie ?
-…
-Wpadłabyś po mnie na lotnisko ?
-…
-To nie jest na telefon, czekam. – zakończyłam drżącym głosem i wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Justyna akurat była w okolicy, w końcu pracowała w pobliżu lotniska. Nie musiałam długo czekać, bo już po kilkunastu minutach podeszła do mnie, niepewnie, bo przecież nie była pewna czy to ja.
-Sama jesteś ? – uśmiechnęłam się przytulając się do mnie, a ja kiwnęłam tylko głową. – A Piotrek ?
-Nie ma go i nie będzie. – rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę. – Zdradziłam go, rozumiesz ?
-Ale jak to ? – Justyna nie wierzyła własnym uszom.
-Po prostu.. – opadłam na ziemie i schowałam twarz w dłoniach.
-Ania. – Justyna kucnęła obok mnie i mocno mnie przytuliła.
Po chwili ogarnęłam się i otarłam łzy. Kuzynka zabrała moją walizkę i podeszłyśmy do jej samochodu. Schowała moją walizkę, a ja zajęłam miejsce pasażera. Po chwili odjechałyśmy, a po dobrych trzydziestu minutach byłyśmy pod jej mieszkaniem. Weszłyśmy do środka, a tam przywitał nas jej mąż – Krystian. Byli tacy szczęśliwi, tyle przetrwali razem i wygrali swoją miłość. Podziwiałam ich za to uczucie, które pozwoliło im wygrać z przeciwnościami losu. Justa pokazała mi pokój, w którym mogłam zamieszkać. Weszłam do niego i powoli zaczęłam rozpakowywać swoje ubrania. Po otworzeniu walizki od razu w oczach pojawiły się łzy. Przecież to zdjęcie wszystko przywracało, wszystkie wspomnienia. Tyle dzięki niemu zyskałam, a tak go potraktowałam.
-Mogę ? – usłyszałam cichy głos kuzynki.
-Jasne. – szybko otarłam łzy i wysiliłam się na uniesienie kącików ust ku górze.
Dżasta weszła do pokoju i usiadła na łóżku. Odstawiłam zdjęcie na półkę i zajęłam miejsce obok niej. Objęła mnie ramieniem, a ja ponownie się rozpłakałam.
-Jestem w ciąży. – przerwałam niezręczną ciszę i schowałam twarz w dłonie.



______________________________________________
Trochę krótki, ale to przez tę naukę. ;<
A teraz lecę się uczyć z polskiego ! ;*