piątek, 21 grudnia 2012

57.





Rozdział 56



Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Wypowiedzenie ich przyszło mu z wielką łatwością, jak gdyby nigdy nic. Odsunęłam się od niego, a on przysuwał się do mnie.
-Zostaw mnie. – odwróciłam się i wybiegłam z pokoju tak jak byłam ubrana.
Zbiegłam po schodach na parter i w biegu opuściłam hotel. Po drodze do wyjścia spotkałam kilku chłopaków z jastrzębskiej ekipy, ale nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Chciałam uciec jak najdalej od całej tej sytuacji, od tego wszystkiego co mnie otacza, a nawet od tego co siedzi w mojej głowie. Chociaż wiedziałam, że tego co w niej jest nie wytnę ani nie wymarzę czy usunę. Usiadłam w jednym z rzeszowskich parków na ławeczce. Nie przejmowałam się przechodnimi, którzy patrzyli się na mnie jak na jakąś rozkapryszoną małolatę, której rodzice nie chcieli dać tego, co chciała. Podniosłam nogi ku górze, i położyłam je na ławce chowając w nich głowę. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak ze mną postąpił.
-Dziecko, nie płacz. – obok mnie usiadła jakaś starsza pani. – Jeżeli Cię zranił to nie zasługuje na Ciebie.
Spojrzałam na nią zapłakanymi oczami, a ona delikatnie się uśmiechnęła i objęła mnie ramieniem.
-Ma pani rację. – odwzajemniłam jej uśmiech i otarłam łzy. – Dziękuję.
Kobieta ponownie się uśmiechnęła, a ja podniosłam się i ruszyłam w stronę hotelu. Na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech, ale w myślach echem odbijało się zdanie włoskiego siatkarze „Mam dziewczynę”. Jednak starałam się tym nie przejmować. Musiałam sobie wszystko przemyśleć. A na pewno swój związek z Simonem. Nie chciałam go ranić, wręcz przeciwnie. Zasługiwał na kogoś z kim będzie szczęśliwy i z kimś, kto zasługuje na niego. A ja tą osobą nie byłam, nie jestem i zapewne nie będę. Wróciłam do hotelu i niechętnie weszłam do pokoju, który dzieliłam z Martino.
-Porozmawiaj ze mną. – po chwili znalazł się obok mnie.
-Odpuść sobie, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. – ominęłam go i weszłam do sypialni zamykając za sobą drzwi.
Szukając po półkach znalazłam kawałek kartki i jakiś długopis. Usiadłam na pufie znajdującej się przy stoliku i starałam się napisać coś sensownego. Tak, chciałam napisać list, ale nie wiem czy wyszedł mi tak jak chciałam. W tym swoim niby liście napisałam wyjaśnienia, które należały się Simonowi. Przeprosiłam go w nim również za to, że niepotrzebnie zmarnował na mnie swój czas. Opisałam w nim zajście, które miało miejsce w rzeszowskim hotelu między mną i Włochem. W podsumowaniu przekazałam mu, żeby nie obwiniał za to Włocha, bo to była moja wina, a nie przyjmującego. Czułam jak pisząc to moje oczy stają się mokre, a co za tym idzie łzy spływają po moim policzku. Jednak wiedziałam, że tak będzie najlepiej. Na koniec delikatnie musnęłam ustami kartkę, co sprawiło, że odbiły się na kawałku papieru. Włożyłam list do wcześniej znaleźnej koperty i zakleiłam ją, a na jej wierzchu napisałam Simon Tischer. Opuściłam sypialnię zabierając ze sobą podpisaną kopertę. Matteo tym razem się nie przejął tym, że wychodzę z pokoju. Spojrzałam tylko na niego. Leżał na kanapie ze wzrokiem wbitym w sufit. Opuściłam hotelowy pokój i skierowałam się w stronę drzwi pokoju Kubiaka, który dzielił z młodym atakującym Jastrzębskiej drużyny – Mateuszem Malinowskim. Zabierałam się za pukanie do drzwi, ale jakby ktoś czytał w moich myślach, bo otworzyły się.
-Mateusz, czytasz w moich myślach ? – zaśmiałam się, a atakujący tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami. – Jest Misiek?
-Taaaak, udaje, że potrafi grać w nogę Piszczem i Lewym. – zaśmiał się i wpuścił mnie do środka, a sam wyszedł z pokoju.
-Michał.. – szepnęłam.
-Hm ? – jęknął niechętnie.
-Wiem, że zmieniłeś zdanie na mój temat, ale sama sobie na to zasłużyłam. – niepewnie podeszłam do łóżka, na który leżał siatkarz.
-To Twoja sprawa co robisz ze swoim życiem. – mruknął pod nosem.
-Mam tylko prośbę. – stanęłam blisko niego. – Przekażesz to Simonowi ?
-Taaa. – jęknął.
Spuściłam wzrok w dół i położyłam list na stoliku, który znajdował się przy jego łóżku. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi.
-Anka. – gdy tylko usłyszałam jego głos odwróciłam się. – Wiem, że to wszystko przemyślisz i domyślam się co napisałaś w tym liście. Według mnie dobrze zrobiłaś, bo wiem że w głębi duszy Twoje serce nadal jest oddane Piotrkowi.
-Żebyś wiedział.. – westchnęłam.
-Dlatego daj sobie czas i zastanów się czy dobrze zrobiłaś starając się zamazać wspomnienia innymi facetami, którzy zapewne coś do Ciebie czuli. – podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.
-Wiem, że źle zrobiłam, zdaję sobie z tego sprawę. – spojrzałam na niego. – Dlatego zostawiam list dla Simona, w którym wszystko mu wyjaśniam.
-Powodzenia. – szepnął.
-Dziękuję Ci za wszystko. – delikatnie się uśmiechnęłam i przytuliłam się do Michała, a ten mocno mnie objął. – Przeproś swoich kolegów, że zniknęłam tak bez słowa.
Misiek kiwnął tylko twierdząco głową. Pożegnałam się z nim i bez słowa wyszłam z pokoju kierując się do tego nieszczęsnego miejsca, w którym to wszystko się zaczęło. Weszłam do sypialni i wysuwając spod łóżka torbę i spakowałam do niej swoje ubrania, po czym ją zamknęłam. Wiedziałam, że tak powinnam była zrobić. Opuściłam hotel i na tym zakończyła się moja „przygoda” z ekipą Jastrzębskiego Węgla.

***

Kolejne dni mijały dość spokojnie. Zrezygnowałam ze studiów, ponieważ do Katowic miałam trochę za daleko, nawet nie trochę tylko bardzo. A uniwersytet w Rzeszowie ? Nie chciałam ponownie widywać się z Nowakowskim i jego znajomymi, a poza tym nie miałabym tam już żadnej bliskiej osoby, bo przecież Aśka się odsunęła ode mnie od momentu kiedy zakończyłam swoje wspólne życie z Piotrkiem. W między czasie znalazłam sobie pracę w rzeszowskiej galerii handlowej. Pracowałam jako ekspedientka w Big Starze. Chociaż tyle miałam z tego wszystkiego.
Obudziłam się o godzinie ósmej. Na dziesiątą miałam być w pracy, więc musiałam się ogarnąć i wyruszyć w drogę do galerii. Z lodówki wyjęłam jogurt truskawkowy i wlałam go do miseczki z musli. Usiadłam przy kuchennej wysepce i zabrałam się za jedzenie swojego śniadania. Gdy tylko opróżniłam miseczkę zabrałam przygotowane wcześniej ubrania i w łazience przebrałam się, włosy spięłam w kłosa i zrobiłam delikatny makijaż, po czym zabrałam pidżamę i wraz z nią wyszłam z łazienki. Zaścieliłam łóżko, zabrałam torbę i wyszłam z hotelowego pokoju. Postanowiłam iść spacerkiem, była ładna pogoda, więc nic innego nie brałam pod uwagę, tym bardziej że hotel znajdował się dość blisko galerii. Około godziny dziewiątej i minut czterdzieści byłam już w miejscu pracy. Przebrałam się w odpowiedni strój i ku mojemu zdziwieniu dziewczyny, z którymi miałam pracować dość miło mnie przyjęły. Rozmawiałyśmy praktycznie o wszystkim i o niczym, ale to było miłe, nawet bardzo miłe. Tak jak myślałam, z rana nie było zbyt dużo klientów. Przecież do godzin popołudniowych większość osób jest w pracy, a taki prawdziwy ruch zaczyna się od godziny czternastej, kiedy to część osób wpada na zakupy prosto po pracy. Całe przedpołudnie przegadałyśmy z dziewczynami, ale oczywiście to co dobre zawsze musiało się skończyć. Zaczęli się schodzić klienci, niestety. Nazbierała ich się cała chmara ! Ja nie wiem jak to tak można. Zamiast wracać do rodziny po pracy to oni wszyscy lgną do tej galerii jakby nie widzieli życia poza zakupami, ale nie mnie to oceniać, prawda ? Jako iż polubiłam tę pracę to musiałam się z tym pogodzić i przy niektórych sytuacjach ugryźć się w język, żeby czasem nie palnąć czegoś głupiego do kierownika czy też klientów. Zbliżała się godzina szesnasta. Cieszyłam się, bo przecież dochodziła godzina przerwy i chwila spokoju. Nie długa, bo nie długa, ale lepsze to niż nic.
-Dziewczyny, chcecie coś ze sklepu ? – podeszłam do koleżanek uśmiechając się.
-Jakbyś mogła weź mi Latte. – Marlena uśmiechnęła się.
-To ja poproszę Cappuccino. – Magda podała mi wyliczone pieniądze.
-To ja za chwilę wracam. – zaśmiałam się, a dziewczyny podały mi pieniądze.
Jeszcze spoglądając na nie szłam w stronę wyjścia. Oczywiście jak to ja, nie patrzyłam się gdzie idę. I oczywiście to odwróciło się przeciwko mnie.
-Patrz jak chodzisz idioto ! – powiedziałam uniesionym głosem w stronę mężczyzny, która na mnie wpadł. Podniosłam się i otarłam swoje ubrania.
-Anka, to Ty ? – spytał niepewnie, a ja uniosłam wzrok ku górze. – Co Ty tutaj robisz ?



_______________________________________________


4 komentarze:

  1. Czyżby Anka miała niespodziewane spotkanie z Pitem ? ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Obstawiam ,że spotkała Pita! :D I jak do siebie wrócą to ... tyle wygrać :DD Niech oni do siebie wrócą!
    Co tu dużo pisać, jak zwykle genialnie moja droga :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty za każdym razem obstawiasz, że spotkała Pita, haha . ;D
      I cieszę się, że się podoba. ^^ ;*

      Usuń