środa, 26 grudnia 2012

61.





Rozdział 60



Z niedowierzaniem patrzyłam na osobę stojącą w drzwiach. Ale jak to ? Przecież to niemożliwe, przecież on nie żyje. Jakim cudem może stać w drzwiach mojego mieszkania ?!
-Córeczko.. – szepnął.
Otworzyłam usta i chciałam zamknąć drzwi, ale uniemożliwił mi to. Nie wiedziałam co mam robić.
-Proszę tak do mnie nie mówić, mój ojciec nie żyje ! – krzyknęłam przez łzy i ponownie starałam się zamknąć drzwi, ale na nic mi się to nie zdało.
-Kochanie, wszystko w porządku ? – Nowakowski podszedł do mnie i objął mnie od tyłu.
Kiwnęłam przecząco głową, odwróciłam się i pobiegłam w stronę sypialni. Trzasnęłam drzwiami i wzięłam do ręki zdjęcie które stało na komodzie. Usiadłam na łóżku i zupełnie bez sensu wpatrywałam się w ramkę.
-Przecież to nie możliwe, przecież on zmarł, jego nie ma.. – powiedziałam sama do siebie, a łzy spływały po moim policzku.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Schowałam zdjęcie pod poduszkę i szybkim ruchem otarłam łzy.
-Proszę. – przeniosłam wzrok na otwierające się drzwi.
-Paul przyszedł. – Nowakowski stanął w drzwiach, a ja wymusiłam uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy.
Piotrek wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Ponownie wzięłam zdjęcie do ręki i odstawiłam je na komodę. Wyszłam z sypialni i w salonie zobaczyłam dwójkę siatkarzy. Delikatnie się uśmiechnęłam.
-Oooo, jest moja ulubiona fanka. – Lotman wyszczerzył się.
-Od kiedy ulubiona ? – Piter zmierzył go wzrokiem, a ten wybuchnął śmiechem.
-Cześć. – delikatnie się uśmiechnęłam.
Przyjmujący wstał i podszedł do mnie. Delikatnie objął mnie na przywitanie. Zaprosiłam ich do wysepki i nalałam każdemu rosół. Wzajemnie życzyliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy zajadać się obiadem. Piotrek wraz z Paulem sobie w dobre rozmawiali, ale ja byłam jakaś taka nieobecna. Myślami byłam cały czas przy tej sytuacji sprzed kilkudziesięciu minut. Gdy skończyliśmy posiłek zabrałam brudne naczynia i włożyłam je do zmywarki, a panowie rozsiedli się w salonie na kanapie. Oczywiście nie obyło się bez włączonej telewizji. Włączyłam zmywarkę i udałam się do siatkarzy. Zajęłam miejsce obok Piotrka, a ten objął mnie ramieniem.
-Napijecie się czegoś ? – delikatnie się uśmiechnęłam.
-No to ja poproszę cappuccino. – Lotman wyszczerzył się.
-Piotrek ? – przeniosłam wzrok na Nowakowskiego.
-Sok. – kiwnęłam głową i podniosłam się.
W kuchni zaparzyłam wodę na cappuccino dla Paula i do dwóch szklanek wlałam sok pomarańczowy. Akurat zmywarka się wyłączyła. Wyjęłam naczynia i postanowiłam, że pochowam je do półki. Wszystko by było ładnie pięknie gdyby nie to, że ostatni talerz jak na złóść spadł mi na podłogę i rozbił się na drobny mak.
-Wszystko okay ? – w kuchni momentalnie znalazł się Nowakowski wraz z kolegą.
-Tak. – odparłam i zabrałam się za zbieranie pękniętych kawałków.
-Zostaw. – Piotrek podszedł i kucnął obok mnie. – Ja się tym zajmę.
-Anne, co jest ? – od razu padło takie pytanie z ust Amerykanina. Wystarczyło, że usiadłam na kanapie wraz z nim.
-Nic. – sztucznie się uśmiechnęłam.
-Przecież widzę. – przesiadł się z fotela na kanapę. – W trakcie obiadu byłaś jakaś nieobecna. Coś z Piterem ?
-Nic mi nie jest. – spojrzałam na niego. – Po prostu mam gorszy dzień.
-Na pewno ? – dopytywał się, a ja kiwnęłam tylko twierdząco głową.
Po chwili dołączył do nas Piotrek z naszymi sokami i kawą dla Lotmana. Usiadł obok mnie i tak posiedzieliśmy sobie przy telewizji do godziny piętnastej. Paul musiał się zbierać, więc wraz z nim podeszłam do drzwi, a Piotrek w tym czasie zebrał szklanki i wstawiał je do zmywarki.
-Pamiętaj, że do mnie o każdej porze dnia i nocy możesz dzwonić i pisać. – uśmiechnął się.
-Dziękuję. – przytuliłam go na pożegnanie.
-Siemasz Piter ! – krzyknął.
-Na razie. – Nowakowski mruknął pod nosem.
Po chwili Amerykanin wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi i skierowałam się w stronę kuchni. Nie byłam tam potrzebna, bo Piotrek całkiem zwinnie sobie poradził. Zajął się sprzątaniem, więc po co ja mu byłam potrzebna ? Rozsiadłam się na kanapie i wbiłam wzrok w ścianę. No co, ten fragment farby był tak interesujący, że przykuł moją uwagę!
-Ania.. – poczułam, jak Nowakowski siada obok mnie i łapie mnie za dłoń.
-On wyglądał jak mój ojciec, ale przecież to nie jest możliwe.. – przerwałam czując łzy na swoich ustach.
Piotrek nic nie powiedział. Doskonale wiedział, że teraz potrzebuję wsparcia i bliskości, a nie pieprzenia głupich farmazonów. Po prostu mnie przytulił i pogładził dłonią moje plecy. Jak małe dziecko wtulające się w rodzica przytuliłam się do Nowakowskiego.
-Chodźmy na spacer. – spojrzał w moje oczy i delikatnie się uśmiechnął.
Nie protestowałam. Chciałam po prostu zapomnieć o tamtym wydarzeniu. Przecież to było niemożliwe. Zabrałam torbę i wraz z siatkarzem opuściłam mieszkanie. Wyszliśmy z hotelu i skierowaliśmy się w stronę pobliskiego parku. Piotrek złapał moją dłoń i splótł nasze palce. Spojrzałam na nie i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Kocham Cię. – szepnęłam do siatkarza i stanęłam w miejscu.
On tylko zmarszczył brwi nie wiedząc o co mi chodzi. Wspięłam się na palce i musnęłam jego usta. Nowakowski objął mnie w pasie i uniósł w górę delikatnie okręcając się wokół własnej osi. Objęłam rękoma jego szyje, przymknęłam powieki i czule go pocałowałam oddając się chwili. To nic, że czułam na sobie wzrok zazdrosnych małolat, które skrycie podkochują się w Piterze. W tej chwili miałam to dosłownie w dupie, za przeproszeniem. Zadowoleni trzymając się za ręce ruszyliśmy dalej. W parku wypatrzyłam wolną ławkę, na która pobiegłam. Wiecie, żeby nikt nie zajął mi upatrzonego miejsca ! Zadowolona z siebie usiadłam na ławce i wyszczerzyłam się w kierunku Piotrka, który jeszcze był kilka metrów od naszej „miejscówki”. Po chwili doszedł do mnie i rozsiadł się wygodnie. Spojrzałam na niego i delikatnie się uśmiechnęłam. Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam się bawić jego palcami kładąc głowę na jego ramieniu. Dotarł do mnie zapach jego perfum.
-Ciągle te same. – zachichotałam.
-Bo pierwsze takie wybierałaś ze mną. – uśmiechnął się. – Nie mógłbym mieć teraz innych.
-Następne będą inne, ja Ci wybiorę ! – krzyknęłam tak jakbym odkryła Amerykę, a ludzie którzy znajdowali się w parku spojrzeli na mnie jak na jakąś idiotkę.
-Dobrze, ale cicho. – zmierzyłam go wzrokiem, a ten czule mnie pocałował.
Gdy tylko odkleiliśmy się od siebie ponownie wróciłam do swojego zajęcia, a mianowicie zabawa palcami Nowakowskiego. Nawet nie wiecie jaka to cudowna zabawa ! Cieszyłam się, że Piotrek sprawił iż wrócił mi mój dobry humor. W sumie przy nim to była norma.
-Wracajmy. – szepnął i pocałował mnie we włosy.
Niechętnie się podniosłam i wraz z Piotrkiem ruszyłam w drogę powrotną. Niby taka sama , a szliśmy o wiele dłużej niż do parku. Ale to pewnie przez te moje wygłupy, chowanie się za drzewa no i oczywiście przez rozdawane autografy.
-Myślałam, że tutaj już każdy osobnik ma jakże cenny Twój podpis. – zaśmiałam się odkładając torbę.
-Wiesz, może chcą mieć dwa. – przeczesał teatralnie czoło, bo przecież nie powiem, że grzywkę, której nie ma, ale ciiiii !
-Ja to nawet jednego bym nie wzięła. – zaśmiałam się i weszłam do kuchni. – Sok i kanapki ?
-Pff, nie chcę ! – mruknął pod nosem i podszedł do drzwi. – Nie chcesz autografu ? To nie, żegnam !
-Liczę do trzech i masz się tutaj zjawić, bo jak wyjdziesz to nie będziesz miał po co tutaj wracać ! – krzyknęłam. – Raz…
-…
-Dwa !
-Czemu Ty tak na mnie działasz ? – zmarszczył brwi i objął mnie od tyłu.
-Ma się ten urok osobisty. – zaśmiałam się.
-A mój urok to co ? – obrócił mnie przodem do siebie.
-Piotruś, takiego uroku jak ja to nie będziesz miał nigdy. – zaśmiałam się i poklepałam go po policzku i ponownie się odwróciłam. – Chcę sięgnąć do lodówki po sok, ale uniemożliwiasz mi to.
-Trudno. – wzruszył ramionami i ułożył dłoń na moich biodrach.
-Piotrek ! – krzyknęłam.
-No już dobrze, dobrze. – wymamrotał pod nosem i przeszedł do salonu.
Zadowolona z siebie wyjęłam z lodówki karton soku pomarańczowego i rozlałam do dwóch szklanek, po czym ponownie włożyłam karton do lodówki, a szklanki zaniosłam do salonu stawiając je na stoliku. Przeszłam obok Nowakowskiego, aby zająć sobie spokojnie miejsce, a ten klepnął mnie w tyłek. Zaśmiałam się tylko i usiadłam obok niego.
-Kolacji nie będzie. – wyszczerzyłam się, a ten od razu posmutniał.
-Przepraszam. – wydusił z siebie, a ja ponownie się zaśmiałam.
-I tak to Ci nie pomoże. – wytknęłam w jego stronę język.
-I tak wiem, że mnie kochasz. – pochylił się i musnął moje usta.
-Jak nikogo innego. – uśmiechnęłam się.
-Wiesz, nasz ślub będzie jak z bajki. – zamyślił się. – Będziesz miała piękną suknię, staniemy przed ołtarzem, małe dziewczynki będą szły za Tobą i będą sypały płatki róż. Później wyjedziemy na podróż poślubną gdzie tylko będziesz chciała. Zamieszkamy razem i będziemy sobie żyli długo i szczęśliwie.
-Taaaaak, i gromadkę dzieci będziemy mieć. – jęknęłam.
-Nie, wystarczy mi synek, abym mógł grać z nim w siatkę. – zaśmiał się.
-Wiesz co, to jest dyskryminacja ! – oburzyłam się. – Płeć piękna też potrafi grać i czasem wychodzi nam to lepiej niż wam, dryblasy jedne !
-Dryblasa to sobie wypraszam ! – spojrzał na mnie spod byka. – Ale będziemy mieli dzieci ?
-Nie chcę dziecka. – spojrzałam na niego. – Na pewno nie teraz.
-Ale nie mówię, że teraz. W przyszłości. – uśmiechnął się.
-Chciałabym. – spojrzałam przed siebie. – Chciałabym mieć córkę, której mogłabym dać swoją miłość i którą bym kochała najbardziej na świecie.
-I z którą mogłabyś grać w siatkówkę. – Nowakowski wyszczerzył się.
-Niekoniecznie. – zaśmiałam się. – Ale póki co to są jedynie marzenia. Tak samo jak te Twoje o ślubie.
-Marzenia stają się rzeczywistością. – musnął moje usta.
-Ale nie każde. – odwzajemniłam jego muśnięcie.
-Te są naszymi prywatnymi i spełnimy je wszystkie. – szeroko się uśmiechnął.
Spojrzałam w jego oczy, w których widoczne były iskierki. Na samą myśl o stworzeniu z nim rodziny miałam setki myśli w głowie, ale pozytywnych myśli. Piotrek uśmiechnął się i ułożył mnie na kanapie. Przejechał dłonią po mojej nodze i pochylił się nade mną czule muskając moje usta. Odwzajemniałam każdy jego pocałunek, aż połączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Nie przestając go całować zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, która po chwili wylądowała na podłodze. Momentalnie pozbył się mojej bluzki i spojrzał w moje oczy, po czym przeniósł wzrok na górną część mojego ciała. Zaczął składać delikatne pocałunki na moim dekolcie, a potem na brzuchu. Ponownie uniósł się ku górze, a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Ułożyłam dłonie na jego nagim torsie i wpiłam się w jego usta. Wszystko byłoby ładnie pięknie, gdyby nie rozległ się odgłos pukania do drzwi.
-Kogo to niesie ?! – jęknęłam odrywając się od ust siatkarza.



___________________________________________
I jest ! ;D
Jak Wam minął dzień ? Kościół odwiedziliście ? ;>


6 komentarzy:

  1. nie xD
    noo nie w każdym rozdziale ktoś na koniec przyłazi xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hhaha zgadam się z komentem wyżej, zawsze ktoś wpada no haha :D
    ale kogo jak kogo, ale tego ojca to się nie spodziewałam XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Umiesz budować napięcie ;D
    Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń