wtorek, 1 stycznia 2013

65.





Rozdział 64



Widziałam po jego wyrazie twarzy, że nie wie o co mi chodzi, że nie rozumie mnie. Chciałam, aby był szczęśliwy, niekoniecznie ze mną. Przecież jeżeli się kogoś kocha to chce się szczęścia tej drugiej osoby, mimo bólu jaki sprawia nam jej brak.
-Ale o co Ci chodzi ? – w jego oczach pojawiły się łzy. – Co nie ma sensu ?
-My Piotrek, my nie mamy sensu. – odwróciłam wzrok od jego oczu.
-Ale dlaczego tak uważasz ? – przekręcił delikatnie palcem moją głowę w swoją stronę, aby mógł spojrzeć mi w oczy.
-Aśka ma rację, rozumiesz ?! – po moich policzkach popłynęły łzy. – Ona miała racje mówić, że jestem gorsza od niej. Zraniłam Ciebie, osobę, która jest dla mnie najważniejsza. Zasługujesz na szczęście. – powiedziałam niemalże na jednym tchu. – A ja nie daję Ci tego szczęścia, wręcz przeciwnie. Ranię Cię i teraz to do mnie dotarło.
-Aniu.. – pogładził dłonią mój policzek.
-Proszę Cię, nie utrudniaj mi tego wszystkiego. Chcę, abyś był szcz.. – nie dane było mi dokończyć. Przerwał mi czułym pocałunkiem, który złożył na moich ustach.
-Nie interesuje mnie, co ona myśli. – delikatnie się uśmiechnął. – Kocham Ciebie i to się nie zmieni.
-Ale Piotrek.. – ponownie mi przerwał.
-Pamiętaj, każdy może spełnić swoje marzenia. – delikatnie się uśmiechnął. – A moje spełnia się kiedy mam Ciebie. Jesteś osoba, która mnie kocha i która wiem, że będzie zawsze.
Nie odpowiedziałam już na jego monolog. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Przytuliłam się do niego. Tak, tego mi brakowało przez ten czas „snu” najbardziej. Jego objęć, które sprawiały, że czuję się najszczęśliwszą osobą na świecie.
-Kocham Cię. – szepnęłam.
Piotrek tylko się uśmiechnął i przyłożył swoje czoło do mojego. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Dokładnie ten sam, kiedy ujrzałam go pierwszego dnia, dokładnie ten sam, kiedy zgodziłam się przyjąć jego oświadczyny. Ten cudowny uśmiech, który sprawiał, że aż ciepło się robi na sercu jak tak się uśmiecha, jak kieruje ten ciepły uśmiech w moją stronę. Potarł swoim nosem o mój i delikatnie go musnął swoimi wargami.
-Nie pozwolę Ci odejść kolejny raz. – delikatnie uniósł kąciku ust ku górze.
Na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech, szczery uśmiech. Piotrek widocznie zobaczył, że się uśmiecham, bo po chwili sie odsunął ode mnie i złapał moją dłoń.
-Pięknie wyglądasz jak się uśmiechasz. – pogładził kciukiem moją dłoń.
Nie odpowiedziałam nic. Nie miałam ochoty leżeć w tym szpitalu, a tym bardziej na tym łóżku. Mówcie sobie co chcecie, ale szpitalne łóżka są bardzo niewygodne, o ! Pozycję leżącą chciałam zamienić na siedzącą. Piotrek jako ten troskliwy poprawił mi poduszkę pod głową, ale stwierdziłam, że wolę siedzieć. Mimo iż namawiał mnie, abym się położyła stanowczo zaprotestowałam. Próbował mnie jeszcze przekonać, ale wiedział, że nie ma szans. Postawił na sposób, który widocznie uznał za najlepszy. Z krzesełka przeniósł się na kraniec łóżka i czule musnął moje usta, po czym delikatnie przechylał mnie sprawiając, że moje ciało opada na łóżko.
-Ej no, El nie tak w szpitalu ! – usłyszeliśmy dochodzący krzyk zza drzwi.
Zaśmiałam się, a Piotrek ponownie usiadł na krzesełku i podrapał się po karku.
-Co jest, co się dzieje ? – mój tata oczywiście jak zawsze opóźniony.
-Nic tato, nic. – posłałam w jego kierunku ciepły uśmiech.
Ojciec rozejrzał się po sali, i widząc kilku dwumetrowych facetów stojących w drzwiach uniósł kąciku ust ku górze. Przetarł oczy, widać było, że był równie zmęczony jak Piotrek. Tyle, że temu drugiemu trochę przeszło, przecież już dość długo siedział i rozmawiał ze mną. Podniósł się i podszedł do łóżka. Piotrek podniósł się i przepuścił mojego ojca. Mimo iż go tolerował, wiedziałam, że nie przepada za nim. W sumie nie dziwiłam mu się. Za każdym razem gdy Henryk (tak nazywał się mój ojciec) pojawiał się w obrębie jego pola widzenia zaciskał pięści. Zapewne myślał, że nie widzę tego, ale ja to wszystko zauważyłam. Widziałam jak patrzy na niego gdy tylko się do mnie zbliża. Ale wiedział, że musi go tolerować, skoro ja to robię. Nie miał innego wyjścia. Ojciec złapał mnie za dłoń i delikatnie się uśmiechnął.
-Masz dobre towarzystwo, więc zostawiam Cię pod dobrą opieką. – pochylił się i pocałował mnie w czoło.
Odwrócił się i wyszedł. Siatkarze zamknęli za nim drzwi, a mój wzrok skierował się na Piotrka. Widziałam jego wyraz twarzy, wyraźnie mu ulżyło jak ojciec wyszedł. Tego nie dało się nie zauważyć.
-I jak się czujesz ? – Bartman podszedł do mnie i przytulił mnie.
-Jeżeli mnie tak będziesz gniótł do umrę z braku dopływu powietrza. – zaśmiałam się, a ten od razu mnie puścił jak oparzony. Widocznie przestraszył się, ale co tam.
Piotrek usiadł na krańcu łóżka i złapał moją dłoń. Rozejrzałam się i zdziwił mnie jeden fakt.
-Kubiak ! – krzyknęłam. – Co Ty do cholery tutaj robisz ?
-Jejku nie krzycz. – westchnął. – Przyjechałem Cie odwiedzić. A Ty zamiast się cieszyć to jeszcze krzyczysz..
-Misiek, przecież wiesz jak bardzo Cie lubię. – zaśmiałam się.
Na reakcję przyjmującego nie musiałam długo czekać. Nie wiem czy minęło chociaż trzydzieści sekund, a on już dusił mnie w swoich objęciach. Komu jak komu, ale Miśkowi to nie odmówię przytulenia. W końcu dzięki niemu zrozumiałam jak bardzo ważny jest dla mnie Piotrek. Przecież to on dał mi do zrozumienia, że ranię wszystkich dookoła, a siebie najbardziej.
-Stęskniłem się za Tobą ! – krzyknął uradowany.
-Michał, ale ogłuchnąć jeszcze nie chcę . – zaśmiałam się.
-Ojj, przepraszam. – wyszczerzył się i pocałował mnie w czoło.
Co jak co, ale cieszyłam się z odwiedzin Michała. Ogólnie dzięki nim wszystkim ten dzień minął szybciej. Gdyby nie oni to nie wiem co ja bym robiła w tych czterech ścianach, które samym swoim kolorem sprawiają, że chce się uciec z tego pomieszczenia. Ale cóż, jak mus to mus, prawda ? Musiałam się przemęczyć jeszcze kilka dni, chociaż podświadomie miałam nadzieję, że wyjdę już jutro. Przecież doskonale się czułam.
-Dobra panowie, zbieramy się. – Kubiak podszedł do mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Tak wcześnie ? – z mojej twarzy zniknął uśmiech.
-Kobieto, jest prawie dwudziesta druga. – Bartman wraz z Ignaczakiem zaśmiał się, a ja widocznie straciłam poczucie czasu, ale co tam.
- Dziękuję. – szepnęłam do Michała, gdy tylko przytulił mnie, aby się pożegnać. Nie odpowiedział nic, jedynie pocałował mnie w policzek.
Oczywiście nie obyło się bez czułych pożegnać. Ale bez skojarzeń, tylko mnie przytulili, nie wyobrażajcie sobie od razu za dużo ! Zibi już nie zgniatał mnie w swoich objęciach, chyba wziął sobie do serca moje słowa o tym, że umrę z braki powietrza, jeden plus tego jego pobytu: chociaż raz mnie posłuchał.
-Piter, pilnuj jej. – cała grupa spojrzała na Nowakowskiego.
-Jak oka w głowie. – odpowiedział im i objął mnie ramieniem.
Ekipa siatkarzy wyszła z mojego pokoju, a ja zostałam sama z Piotrkiem.
-No to na czym nam przerwali ? – uniósł brwi do góry i szeroko się uśmiechną.
-Piotrze. – zrobiłam poważną minę. – Idziesz do domu porządnie się wyspać.
-Ale.. – przerwałam mu.
-Nie ma żadnego ale. – wyszczerzyłam się. – Musisz się wyspać, a nie.
Niechętnie się zgodził. Wiecie, ma się ten dar przekonywania, w końcu Mnie by odmówił ?! Co to to nie ! Pożegnał się ze mną czule muskając moje usta, po czym wyszedł. Ułożyłam się na łóżku i tak się wierciłam, że w końcu znalazłam sobie odpowiednie miejsce i zasnęłam.


Siedem dni później..

W szpitalu trzymali mnie do końca miesiąca. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie wnikałam . Ważne, że nadszedł w końcu ten dzień, że mogłam opuścić to popieprzone miejsce. Nic ciekawego się tutaj nie działo. Piotrek z samego rana przyniósł mi moje ubrania. Od razu wyskoczyłam ze szpitalnego łóżka i pobiegłam do łazienki, która znajdowała się w pokoju. Przebrałam się, spięłam włosy w tak zwany koński ogon i zrobiłam delikatny makijaż. Piotrek na szczęście przyniósł mi wszystko o co go prosiłam, bo jak nie to dostałby po głowie. Widocznie ta moja groźba na niego podziałała. Po dobrych piętnastu minutach opuściłam łazienkę i podeszłam do siatkarza, który siedział tyłem na łóżku. Objęłam go i pocałowałam w policzek.
-Gotowa ? – przekręcił głowę w moją stronę, a ja rozejrzałam się po szpitalnym pokoju i kiwnęłam twierdząco głową.
-Tylko jeszcze wypis muszę wziąć od lekarza i jakąś dietę. – westchnęłam.
Nowakowski zabrał moją torbę z rzeczami i wraz z nim wyszłam żegnając się z tymi białymi, zimnymi ścianami. Po drodze do wyjścia zahaczyłam jeszcze o pokój lekarski. Pan doktor dał mi wypis i na kartce rozpisaną dietę. Podziękowałam za opiekę i wyszłam. Rzuciłam okiem na kartkę z rozpisanym „jedzeniem” i momentalnie się skrzywiłam.
-A Ty co się tak krzywisz ? – Piter złapał moją dłoń.
-Nie mogę jeść tłustego, bo coś tam.. Nie mogę pić kawy, bo na coś tam wpływa. – ponownie się skrzywiłam.
-Przypilnuję Cię i będziesz trzymała się rozpiski. – dumny z siebie uśmiechnął się.
Opuściliśmy budynek szpitala i podeszliśmy do samochodu siatkarza, który stał na parkingu szpitalnym. Otworzył mi drzwi, a gdy tylko zajęłam swoje miejsce zamknął je, po czym okrążył samochód i wrzucając moją torbę do bagażnika usiadł za kierownicą i już po chwili szpital zniknął w oddali.
-Wreszcie będę mogła spać w moim mieszkaniu. – uśmiechnęłam się.
-Chyba nie myślisz, że pozwolę Ci tam nadal mieszkać ? – Piotrek spojrzał na mnie kontem oka. – Przeniosłem Twoje rzeczy do mojego domu i nie ma, że nie.
Tylko głośno westchnęłam. Czyli będę pilnowana na każdym kroku, niestety. Podjechaliśmy na podjazd przy mieszkaniu siatkarza. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam, kto otwiera drzwi od jego domu. Po prostu nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom.
-Aniu, jak dobrze że nic Ci nie jest. – zostałam uściskana przez kobietę.



_________________________________________
No i jak po sylwestrze ? Żyjecie ? ;>
Może jakieś pytania ? ;>



4 komentarze:

  1. ŻYJĘ :D

    dobry, jak zwykle hehe, ale jakbyś ich rozdzieliła to bym cię udusiła chyba! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. zyjemy ^^
    noo to jednak nie namieszałaś ufff ^^ cóż to za kobieta? ;>

    OdpowiedzUsuń